Kładę sopelki na wąsikach myszy

09/12/2007 (Archiwalna notka z pierwszego bloga „Zacisze Międzysłowia”)

Nie było lata. Jesień szła od wiosny
Jak ziąb – od wody, jak od dzwonu kręgi.
(…)
Nie było lata. Nadciągała zima,
Kładła sopelki na wąsikach myszy.
St. Grochowiak – ***

Było, choć swoje brudne i lepkie od dotyku roznegliżowanych ciał dłonie zdążyło już obmyć w strugach jesiennego dżdżu – cyklicznego katharsis. Było, choć wszystkie jego wyskokowe miłostki, które – najadłszy się nadziewanych nadzieją afektów – rzucały cienie olbrzymów, wyszły z tych swoich cieni jako karły. I znikną zupełnie, gdy tylko zgaśnie ostatni promień opalenizny – tego efemerycznego tatuażu ogłupiającego słońca. Było. Powypychało kieszenie ciepłem. Światłem. Biletami. Niedopałkami słów i gestów (choć słowo w gruncie rzeczy też jest rodzajem gestu). Zapachami miejsc. Każde Miejsce powoli prze-i-stacza się w Czas. A w międzyczasie odbywa się nieuświadomiona przez nas rekrutacja wspomnień, organizowana przez Instytucję Snu. Było. Naświetliło przestrzeń, której obraz zima rychło ukaże w negatywie. Albo i nie. Zmityzowało przestrzeń, by ta w co wrażliwszych spojrzeniach nabrała międzyludzkich odcieni. Świat poszerzony o drugiego człowieka. Świat postarzony o drugiego człowieka. Świat pogrążony w drugim człowieku. Świat prześwi(a)tujący drugim człowiekiem – na zawsze lub do momentu, w którym wewnętrzna opalenizna zniknie. Ty zadecyduj. A teraz przytul się do mnie, moja szara myszko samotności. Kładę sopelki na twoich wąsikach. Powiedz wszystkim, że lata nie było. A potem mów, co chcesz.

Dodaj komentarz